Dziwny miłości traf się na mnie iści,
Że muszę kochać przedmiot nienawiści.
Światła z jachtów, które dryfowały na wodzie, dźwięk fal, które sięgały brzegu... Mimo to żadna z tych rzeczy nie pomogła mi się uspokoić. Nadal czułam wściekłość na moją lekkomyślną matkę i resztę destruktywnej rodziny - oczywiście nie wliczając babci Maggie oraz Jima. Wszyscy dostawali kota z powodu tego bankietu, a ja w myślach torturowałam ich na kilkanaście różnych sposobów.
Jedyny powód dla którego tam pójdę to to, że wiem, że będzie tam kilka osób z którymi chciałabym się rozmówić. James przyjeżdża z Liverpoolu, a Tatiana specjalnie odwołała swoje spotkanie na szczycie w Toronto - jeśli można tak nazwać zjazd kilkunastu nadętych malarzy i ich agentów.
– Kochanie jesteś gotowa? – Ciotka Rachel wyjrzała zza drzwi i zmierzyła mnie wzrokiem. Zacmokała z dezaprobatą i pokręciła głową, sprawiając, że długie, złote kolczyki z diamentami zadzwoniły wesoło. – Jeszcze nie gotowa? Oj kochanie. Diana! Ericka! Wendy! Musicie mi pomóc!
– Ale nie ma... Naprawdę nie ma potrzeby. Ja tylko założę sukienkę i..
– Nawet nie chcę tego słyszeć. - Podniosła rękę i wpuściła do mojej sypialni trzy blondynki. Moje ukochane kuzynki, które pieszczotliwie nazywam Gorgony. – Musimy pomóc naszej Estii się wyszykować, bo najwidoczniej zapomniała, że dziś w naszych progach ma się pojawić bardzo specjalny gość. – Uśmiechnęła się szatańsko i złapała mnie za przegub.
Kiedy tylko zobaczyłam w dłoniach kuzynek pędzelki, cienie, sukienki i buty to zamknęłam oczy. Nie chciałam na to patrzeć. Całość nie była taka straszna i szczerze to zdziwiło mnie to, że chciały mi pomóc. Zwykle zgadzały się w stu procentach z moją matką i resztą co do tego, że powinni mnie wydziedziczyć, ale cały majątek był pod opieką babci Maggie. Gdyby nie ona to zapewne każdy by wytracił swoją część. Poza mną.
– Dobrze. Teraz raz raz zakładaj suknię i gotowe! – Zaklaskała w dłonie i odpędziła Wendy, która chciała jeszcze coś dokleić mi do twarzy. – Proszę! Ona będzie pasować idealnie. Tak. Idealnie - wymamrotała do siebie i wyszła z mojego pokoju.
Odwróciłam się w stronę łóżka i westchnęłam zrezygnowana. Najwidoczniej nie ma innego wyjścia i muszę przebrnąć przez to piekło. Ściągnęłam krótki szlafrok i wsunęłam powoli sukienkę. Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się w stronę lustra. Otworzyłam powoli zaciśnięte powieki i odetchnęłam z ulgą widząc, że nie wyglądam jeszcze aż tak tragicznie.
Wymknęłam się z pokoju i zeszłam schodami bocznymi na dół, by uniknąć – przynajmniej na razie – ciekawskich spojrzeń i natarczywych spojrzeń. Kiedy znalazłam się przy wyjściu na taras i zejściu na plażę, wpadłam na Tatię.
– Niemożliwe. Ty włożyłaś coś różowego! Zapiszę ten dzień w kalendarzu. – Uśmiechnęła się i uniosła brwi do góry.
Ja sama nie mogłam w to szczerze uwierzyć, ale jeszcze bardziej nie mogłam uwierzyć w...
– Masz blond kudły – zauważyłam jakże inteligentnie i złapałam za koniec jej warkocza.
– No wiem! – pisnęła ucieszona i podskoczyła w miejscu. – Są świetne! A wiesz ile osób się zdziwiło jak mnie rozpoznało w nich? Ich miny były nie do opisania.
– Wariatka.
– Ja? A kto zemdlał na wieść o tym całym... – Zaczęła machać rękoma dookoła siebie. – Farmazonie.
– Tatiano czyżbyś zarzucała mi iż nie cieszę się z powodu balu organizowanego przez moją rodzinę, podczas gdy mój ojciec jest schorowany? – pytam, nie omieszkając nasycić całego zdania ironią.
Nie odpowiedziała tylko wywróciła oczami i pociągnęła mnie za nadgarstek w stronę głównej sali.
Przedstawienie czas zacząć.
– Dziękuje wszystkim za pojawienie się i wspieranie nas w tak trudnych chwilach. Choroba Andrew jest ciosem dla nas wszystkich, ale nie zamierzamy się smucić, bo wierzymy, że nic nie jest stracone. Dzisiejszy bal był w każdym calu pomysłem mojego męża, więc mogę z czystą rozkoszą stwierdzić, że ma się on lepiej niż ostatnio. Andrew skarbie może powitasz ze mną naszych gości?
Przecież mówiła, że nawet nie może wstać z łóżka, a teraz... Co tutaj się u diabła dzieje?
Mój ojciec wchodzi na niewielki podest w drogim garniturze, z uśmiechem na ustach i czarnych, przyprószonych siwizną, włosach.
Od razu, gdy patrzy w moją stronę drętwieje na całym ciele i na moją twarz wpływa niedowierzanie. Jak oni mogli, ponownie, mnie tak oszukać. Myślałam, że coś mu jest, że tym razem naprawdę jest tak źle, że nie można nic zrobić lub, że chociaż to pokaże im jakimi osobami byli przez te ostatnie lata, ale oni ponownie mnie wykorzystali i utwierdzili w przekonaniu, że nigdy nie powiedzą mi prawdy.
Ponownie udowodnili mi, że jestem słaba. Że jestem marionetką w ich rękach.
Zaciskam z irytacji zęby i patrzę ojcu wyzywająco w oczy. Uśmiech mu nieco przygasł, a oczy straciły iskierki zadowolenia. Chyba wie co mam ochotę zrobić. Więc kiedy tylko unoszę kącik ust w sardonicznym uśmiechu, on szepcze coś do matki.
Nie przejmuje się zaskoczonymi spojrzeniami gości, wściekłym spojrzeniem matki, smutnym babci Maggie, ani westchnieniem Tatiany. Wychodzę przez główne drzwi na świeże powietrze i przechodzę do zejścia na plażę. Zrzucam szpilki i odkładam je obok schodów.
Piasek jest ciepły, pewnie nagrzany od dziennego słońca, ale ten bliżej wody jest wilgotny i chłodny. Dlatego spaceruję tuż obok linii wody, nie przejmując się zamoczoną suknią za kilka tysięcy. Patrzę w rozgwieżdżone niebo, jasno świecący księżyc oraz zacumowane łodzie, które kołyszą się leniwie na wodzie.
Siadam niedaleko sporego pnia drzewa, które pewnie przynieśli tu jacyś studenci przed ogniskiem i prawie rozrywam sukienkę, kiedy krzyżuję nogi w kostkach, siadając po turecku.
Cisza jest zagłuszona tylko szumem wody i dźwiękami muzyki z naszego domu. Zdaje się, że całe Hamptons zebrało się dziś u nas.
– Czy ucieczka z balu o północy zalicza Cię do bycia Kopciuszkiem?
Odwróciłam lekko głowę i przyjrzałam się postaci stojącej kilka kroków dalej. Nie jednokrotnie widziałam tę twarz w jednym z czasopism Kate, Tatiany czy w poczekalniach. Uniosłam brwi i kiwnęłam głową w bok.
– Możliwe, że czyni, ale Kopciuszek nie miał rodziców i tego jej zazdroszczę.
Ponownie skupiłam swoją uwagę na wodzie, która powoli kołysała jachtami.
– Nie zawsze mamy wszystko czego chcemy, ale w tym wypadku to chyba dobrze, że to życzenie się nie spełniło, prawda?
– Nie do końca. Życie które mi ułożyli nie pokrywało się w żadnym wypadku z życiem, które ja sobie ułożyłam. Impas, cóż poradzić?
– Rozejm nie wchodzi w grę, prawda? - zapytał przysiadając się obok mnie.
Odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam blado. Dlaczego obcy mężczyzna interesuje się mną, w tym momencie, bardziej niż moja rodzina?
– Nie – odpowiedziałam, szybko odwracając głowę w prawo. – Taka opcja została wykluczona już lata temu. I wątpię w to by kiedykolwiek mogła być znów dopuszczona.
– Nadzieja matką głupich. Podobno to właśnie ona umiera ostatnia.
Zamknęłam oczy i zacisnęłam wargi, czując pieczenie w kącikach oczu. Usłyszałam tylko jak wstaje i odchodzi, a ja siedziałam dalej na piasku i zastanawiałam, się czy my kiedykolwiek mieliśmy szansę na rozejm w tej wojnie.
– Tatiano czyżbyś zarzucała mi iż nie cieszę się z powodu balu organizowanego przez moją rodzinę, podczas gdy mój ojciec jest schorowany? – pytam, nie omieszkając nasycić całego zdania ironią.
Nie odpowiedziała tylko wywróciła oczami i pociągnęła mnie za nadgarstek w stronę głównej sali.
Przedstawienie czas zacząć.
Przecież mówiła, że nawet nie może wstać z łóżka, a teraz... Co tutaj się u diabła dzieje?
Mój ojciec wchodzi na niewielki podest w drogim garniturze, z uśmiechem na ustach i czarnych, przyprószonych siwizną, włosach.
Od razu, gdy patrzy w moją stronę drętwieje na całym ciele i na moją twarz wpływa niedowierzanie. Jak oni mogli, ponownie, mnie tak oszukać. Myślałam, że coś mu jest, że tym razem naprawdę jest tak źle, że nie można nic zrobić lub, że chociaż to pokaże im jakimi osobami byli przez te ostatnie lata, ale oni ponownie mnie wykorzystali i utwierdzili w przekonaniu, że nigdy nie powiedzą mi prawdy.
Ponownie udowodnili mi, że jestem słaba. Że jestem marionetką w ich rękach.
Zaciskam z irytacji zęby i patrzę ojcu wyzywająco w oczy. Uśmiech mu nieco przygasł, a oczy straciły iskierki zadowolenia. Chyba wie co mam ochotę zrobić. Więc kiedy tylko unoszę kącik ust w sardonicznym uśmiechu, on szepcze coś do matki.
Nie przejmuje się zaskoczonymi spojrzeniami gości, wściekłym spojrzeniem matki, smutnym babci Maggie, ani westchnieniem Tatiany. Wychodzę przez główne drzwi na świeże powietrze i przechodzę do zejścia na plażę. Zrzucam szpilki i odkładam je obok schodów.
Piasek jest ciepły, pewnie nagrzany od dziennego słońca, ale ten bliżej wody jest wilgotny i chłodny. Dlatego spaceruję tuż obok linii wody, nie przejmując się zamoczoną suknią za kilka tysięcy. Patrzę w rozgwieżdżone niebo, jasno świecący księżyc oraz zacumowane łodzie, które kołyszą się leniwie na wodzie.
Siadam niedaleko sporego pnia drzewa, które pewnie przynieśli tu jacyś studenci przed ogniskiem i prawie rozrywam sukienkę, kiedy krzyżuję nogi w kostkach, siadając po turecku.
Cisza jest zagłuszona tylko szumem wody i dźwiękami muzyki z naszego domu. Zdaje się, że całe Hamptons zebrało się dziś u nas.
– Czy ucieczka z balu o północy zalicza Cię do bycia Kopciuszkiem?
Odwróciłam lekko głowę i przyjrzałam się postaci stojącej kilka kroków dalej. Nie jednokrotnie widziałam tę twarz w jednym z czasopism Kate, Tatiany czy w poczekalniach. Uniosłam brwi i kiwnęłam głową w bok.
– Możliwe, że czyni, ale Kopciuszek nie miał rodziców i tego jej zazdroszczę.
Ponownie skupiłam swoją uwagę na wodzie, która powoli kołysała jachtami.
– Nie zawsze mamy wszystko czego chcemy, ale w tym wypadku to chyba dobrze, że to życzenie się nie spełniło, prawda?
– Nie do końca. Życie które mi ułożyli nie pokrywało się w żadnym wypadku z życiem, które ja sobie ułożyłam. Impas, cóż poradzić?
– Rozejm nie wchodzi w grę, prawda? - zapytał przysiadając się obok mnie.
Odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam blado. Dlaczego obcy mężczyzna interesuje się mną, w tym momencie, bardziej niż moja rodzina?
– Nie – odpowiedziałam, szybko odwracając głowę w prawo. – Taka opcja została wykluczona już lata temu. I wątpię w to by kiedykolwiek mogła być znów dopuszczona.
– Nadzieja matką głupich. Podobno to właśnie ona umiera ostatnia.
Zamknęłam oczy i zacisnęłam wargi, czując pieczenie w kącikach oczu. Usłyszałam tylko jak wstaje i odchodzi, a ja siedziałam dalej na piasku i zastanawiałam, się czy my kiedykolwiek mieliśmy szansę na rozejm w tej wojnie.